Christiane Lutz
Mit der ungeheuren Kraft der Wut
Süddeutsche Zeitung, 28.05.2018

Christiane Lutz, „Süddeutsche Zeitung“, 28.05.2018

Nieoceniona siła wściekłości

Polska reżyserka Marta Górnicka w swojej pracy teatralnej na nowo odkryła chór antyczny. W spektaklu „Jedem das Seine” pokazanym w Kammerspiele wysyła go na poszukiwania korzeni nowego faszyzmu.

Podpis pod zdjęciem
Jeżeli na całym świecie wracają patriarchowie, to społeczeństwo musi się im głośno przeciwstawić. Tutaj to niewątpliwie Donald Trump (grany przez Anne Ratte-Polle), który nie zasłynął specjalnym szacunkiem w stosunku do kobiet.

Wołają, maszerują, śpiewają, z wyrzutem spoglądają w kierunku publiczności, skandują, maszerują dalej, rytmicznie, porywająco. Zlewają się w jedną całość, potem pojedyncze osoby występują z grupy, następnie znów w niej znikają. U Marty Górnickiej brak jest protagonistów, u niej jest chór.

„Chór jest maszyną, która istnieje między słowami, ruchem i muzyką. Chór jest moim głównym aktorem” – mówi reżyserka. Marta Górnicka (40) jest polską reżyserką i feministką. I jest wściekła. Przynajmniej wtedy, kiedy nie musi trzy dni przed prapremierą swojej nowej sztuki „Jedem das Seine” w stanie kompletnego niewyspania udzielać wywiadów. Wtedy tylko łagodnie się uśmiecha i mówi „Będę się cieszyć, kiedy już wreszcie wystartujemy.”

Chór symbolizuje jednostkę, społeczeństwo i siłę faszyzmu

Swoimi spektaklami z udziałem chóru, Marta Górnicka wypracowała sobie międzynarodową sławę. W roku 2010 założyła w Warszawie „Chór Kobiet” – grupę składającą się z 25 kobiet (nie tylko aktorek), wspólnie z którą w różnych produkcjach podnosi na scenie różne feministyczne tematy. W Monachium można było niedawno zobaczyć jej „Hymn do miłości”. W tej produkcji, znów pełna wściekłości, stawia ona pod pręgierzem aktualną sytuację we własnym kraju, ale też krytykuje coraz silniejsze ruchy nacjonalistyczne w całej Europie, do idei zjednoczenia której jest bardzo przywiązana. Jej intensywne performanse, podbudowane rozległą teorią, osadzone są wokół tematów związanych z nacjonalizmem, Europą, feminizmem. Podstawy tekstowe do swoich spektakli nazywa librettami, wspólnie z choreografką i aktorami ćwiczy rytmy mówienia i sekwencje ruchów.

„Kiedy 10 lat temu zaczęłam zajmować się teatrem, jasne stało się dla mnie, że każda epoka potrzebuje swojego języka. A także estetyki. Ówczesny język teatru był dla mnie bezużyteczny. Miałam wrażenie, że nie możemy już dalej porozumiewać się na scenie przy pomocy zwrotów takich, jak „dzień dobry” czy „do widzenia”.” Zaczęła więc szukać nowej formy i nowego języka teatru, które znalazła w polifonii chóru.

Jeśli ktoś pomyśli w tym kontekście o teatrze antycznym, będzie miał rację.Chór jako instancja moralna, która zawsze wszystko wie lepiej niż biedni bohaterowie tragiczni i która symbolizuje opinię publiczną, społeczeństwo, jest stałym elementem antycznego dramatu. „Chciałam ten chór odnowić i przywrócić na scenę”, mówi Górnicka. Również w jej spektaklach chór reprezentuje wspólnotę i mówi w imieniu wielu, patrzy na zagadnienia z perspektywy ogółu, której raczej nie mógłby mieć pojedynczy bohater dramatyczny.

W „Jedem das Seine”, spektaklu, którego prapremierę Marta Górnicka przygotowała w Kammerspiele, chór przypomina jednak także o niebezpiecznej formie wspólnoty: o sile, którą dysponują obecnie ruchy nacjonalistyczne na całym świecie i którą zagraża demokratycznej, otwartej wspólnocie. W swoim spektaklu Marta Górnicka pracuje z tekstami szwajcarskiej autorki Katji Brunner oraz z fragmentami manifestów feministycznych, m.in. ze „Scum Manifesto” z 1967 r., który przypisywał mężczyznom odpowiedzialność za całe zło tego świata, a także z aktualnymi wystąpieniami ruchu „Me Too”. „Jesteśmy zdania, że faszyzm siedzi w ciałach bardzo głęboko. Dzisiaj spotykamy się z nim np. w formie strukturalnej przemocy w stosunku do kobiet. Kobiety w dalszym ciągu pozostają obcymi/innymi w kulturze.” Tę tezę opiera na „Męskich fantazjach” Klausa Theweleita z roku 1977, który również korzenie faszyzmu widzi w przemocy wobec kobiet i wykluczeniu głębokich relacji z kobietami. W „Jedem das Seine” Górnicka chce zdemaskować mechanizmy faszyzmu. Pomaga jej w tym chór składający się z aktorów teatru Kammerspiele i z mieszkańców Monachium.

„Kiedy przed około dziesięcioma laty zaczynałam zajmować się teatrem, nie sądziłam, że dzisiaj będę musiała podejmować te same tematy, co wówczas” – wzdycha Marta Górnicka. Jednak wzrost silnej i opresyjnej męskości, której symbolem może być Trump, trwające nierówności między płciami, a także zniesławianie feminizmu przez partie prawicowe nie pozostawiają jej innego wyboru. Czy nie widzi żadnego promyka nadziei na horyzoncie, np. w ruchu „Me Too”, który wielu ludzi przecież uwrażliwił? Czy nie ma szans na kontrrewolucję skierowaną przeciwko Trumpom tego świata? „Szczerze mówiąc, jestem dość pesymistyczna. Na małą skalę być może się coś zmienia. Ale ja patrzę na ten problem globalnie i z tej perspektywy kobiety są nadal po prostu wykorzystywane.”

 

This content has been restricted to logged in users only. Please login to view this content.