Alexander Altman
Jenseits der Begriffe
Bayerische Staatszeitung, 06.01.2018

Alexander Altmann, „Bayerische Staatszeitung“, 01.06.2018

„Jedem das Seine” w Münchner Kammerspiele to zmysłowe przeżycie sceniczne

Poza znaczeniami

Tytuł pozostaje drażliwy: ten sceniczny manifest Marty Górnickiej nosi nazwę Jedem das Seine, odnoszącą się do antycznego motta sprawiedliwości, które zostało obrzydliwe nadużyte i wykorzystane przez nazistów jako napis na bramie obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Polskiej reżyserce udało się jednak w monachijskim teatrze Kammerspiele stworzyć wspaniałe wydarzenie teatralne – mimo iż  gęsta warstwa słów utrudnia zrozumienie. Jedynie co jakiś czas z potężnej instrumentalnej kakofonii głosów wysłyszeć można pojedyncze słowa lub strzępki zdań, które z impetem jak burza przetaczają się przez salę nr 2.

To potężne słowne oratorium, rytmiczne tupanie słowami, kanoniczne staccato zdań i sylab. Bowiem do brzmienia dochodzi tutaj jeszcze ruch: chór składający się z czterech mężczyzn i osiemnastu kobiet na gołej, jasnej, drewnianej scenie pokazuje także wspaniałą choreografię. Ich ruch bywa skomplikowany i zawiły, zwykle jednak charakteryzuje się przestrzeganiem brutalnego taktu, tworząc w ten sposób wzburzoną cielesną parafrazę masy i władzy, która została perfekcyjnie zsynchronizowana z rytmem słow. Samo opanowanie tych precyzyjnych, bardzo dokładnie i świadomie robotycznie działających sekwencji jest mistrzowskim osiągnięciem wszystkich zaangażowanych.

Z czwartego rzędu w publiczności reżyserka dyryguje swoim ensemble jak orkiestrą. Większość aktorów występuje boso, niektórzy mają na sobie buty wojskowe. Kobiety mają na sobie w większości cieliste body, oscylujące gdzieś między estetyką bielizny erotycznej a babciną konfekcją. Poza jednym humorystycznym intermedium zatytułowanym „Donald’s Free Speech“, w którym to Anne Ratte-Polle toples i w żółtej peruce wciela się w Donalda Trumpa, teksty wypowiadane na scenie to fragmenty manifestów feministycznych ostatnich stu lat oraz slogany reklamowe. To można w każdym razie przeczytać w programie spektaklu, bowiem zrozumieć nie udaje się praktycznie nic. Treść zdań wykrzykiwanych, wyszeptywanych, skrzeczanych, skandowanych i wypluwanych z siebie przez chór, tonie w rytmie i brzmieniu i staje się czystą słowną muzyką.

Stylistycznie nie jest to nic nowego, na myśl przychodzi od razu eksperymentalna poezja dźwiękowa lat pięćdziesiątych, a także wywodząca się z niej estetyka słuchowisk znana z lat osiemdziesiątych. W połączeniu z fascynującą choreografią, ten koncept formalny to jednak sprawa zupełnie innego kalibru. Marta Górnicka stworzyła tu niezwykle efektowne i upajająco zmysłowe przeżycie sceniczne. Jednak przeprowadzona przez nią estetyzacja politycznych pism nawołujących do walki, a także ich płynne stapianie się z reklamowymi odpadami to nie przypadek czy pomyłka, lecz program. Charakter wszystkich cytowanych tekstów, ich gestyczna treść poza pojęciowym obszarem znaczenia, przekształcana jest w dźwiękowo-cielesny język i sposób wyrazu. Poprzez taką „dekonstrukcję” teksty te ujawniają męską agresję, a właściwie jeszcze więcej – wściekłą gwałtowność, która wyczuwalna jest nie tylko w synchronicznym marszowym tupaniu aktorów.

Wszystko w zawieszeniu

Nie można więc twierdzić, że ten performans propaguje feminizm, ale nie można też sądzić, że go odrzuca. Wszystko jest tutaj w zawieszeniu, ponieważ właściwym przekazem tego wieczoru jest odrzucenie jednoznaczności. Kto oczekuje jasnego przesłania, powinien raczej wybrać się do kabaretu, bowiem prawdziwa sztuka poddaje w wątpliwość każde zrozumienie i uchyla się tym samym przed afirmacją.

This content has been restricted to logged in users only. Please login to view this content.